Nam zdecydowanie bliższa jest ta druga idea. Niczego nie przyjmujemy za pewnik. Staramy się, jak najwięcej zdziałać własnymi siłami, możliwościami, zasobami. Dopiero uczymy się prosić o pomoc w pomaganiu…
Ale czasami to, co się dzieje przerasta w ogóle nasze wyobrażenia o wsparciu, które moglibyśmy otrzymać.
Przedwczoraj z błyszczącymi oczami, opowiadaliśmy Pewnemu Człowiekowi
o tym, skąd bierzemy siłę i chęci do tego, aby działać, być, rozwijać się… Bo Pewien Człowiek dotarł do nas i zapytał, jak powstało „całe to szaleństwo”
i na jakich zasadach działa; w jaki sposób. A my na to, że działa na zasadach przyjaźni w sposób spontaniczny
Opowiedzieliśmy m.in o wiadomościach, które dostaliśmy od Naszych Dzieciaków z propozycjami wsparcia nas przy remoncie – i właściwie, czy trzeba dodawać więcej… Świadomość tego, że jesteśmy obecni w myślach Dzieci i tego, że One chcą mieć realny wkład w nasze działania, wzrusza nas tak bardzo, że nie da się tego wyrazić… Bo każda taka sytuacja umacnia w nas przekonanie, że warto i że jest sens. I pokazuje, że gdzieś po drodze, przez te miesiące znajomości, stworzyła nam się relacja – taka z wzajemnością, z tęsknotą i z czekaniem na siebie, z wypatrywaniem możliwości kolejnych spotkań
No i my właśnie o tym wszystkim zaledwie przedwczoraj opowiadaliśmy. A Pewien Człowiek tylko słuchał z uwagą i stwierdził, że pomyśli, nad tym, jak nam ułatwić to pomaganie…
Sami powiedzcie – jak się tu nie wzruszać, nie zachwycać, nie być od stóp do głów czystą wdzięcznością?
Nie da się!